"Nie nazywam się Marcin i nie pamiętam prawie nic z wczorajszego wieczoru. Wiem jedno, jeżeli nie dostane za moment tego plecaka to za dwie godziny przyjedzie tutaj trzech osiłków ubranych w czarne, dobrze skrojone garnitury. Po cichu wyprowadzą mnie i ciebie, a później to już tylko będziemy prosić ich o szybką śmierć..." - nagle głos Jacka przycichł. Jakby szeptem próbował coś jeszcze dopowiedzieć, ale kelnerka przez szum na sali nic nie dosłyszała. Postać Jacka wydała się jej dziwnie spokojna. Wyglądało to bardziej jak spowiedź zmęczonego życiem człowieka, aniżeli desperacki krzyk o życie. "Wczoraj nie byłeś taki poważny..." - przerwała jego niezrozumiały monolog - "...Uspokój się. Poprosiłeś mnie, żebym schowała gdzieś ten plecak bo boisz się, że go zgubisz. Zostawiłam go na dole, w piwnicy. Poczekaj na mnie przed wejściem". Na twarzach obojga zarysował się delikatny uśmiech. Jacek wstał z wysokiego czerwonego krzesła i podążył długim czerwonym dywanem do wyjścia. Stanął w drzwiach odpalając papierosa. Nim zdążył porządnie się nim zaciągnąć z pomieszczenia wynurzyła się jego wybawicielka. Złapała go za rękę i pociągnęła za sobą w dół wysokich schodów - "To jak się nazywasz?" - Jacek milczał, przypomniał sobie, czym wczoraj tak zauroczyła go ta dziewczyna. Tą niesłabnącą, tryskającą energią. Jakby była zupełnie oderwana od rzeczywistości, w której on codziennie musiał się tarzać - "Dobra, skoro to taka tajemnica, nie musisz odpowiadać" - sama sobie rozgrzeszyła nieznajomego gościa otwierając wielkie czarne drzwi do piwnicy. Jacek wszedł pierwszy, stawiając niepewne kroki w prawdziwie egipskich ciemnościach. Krok za krokiem. Nagle jego plecy przeszyło ukłucie. Nie bolało go to. Bardziej osłabiło. Osunął się na ziemię. Ostatkiem sił zdołał utrzymać się na jednej dłoni. Zapaliło się światło. Jego oczom ukazała się wielka czerwona plama w której trzymał rękę. Bardziej czerwona niż cały klub, czy nawet jego plecak. Obrócił głowę za plecy i spojrzał na swoją wczorajszą miłość. Jej twarz nie rozpromieniał już szeroki uśmiech. Stała blada ze swoim urokliwie martwym wzrokiem wpatrując się w niego. Wiele razy wyobrażał sobie ten moment. Jednak nie spodziewał się, że właśnie tak to się zakończy.