Burza w Naparstku Wody

Autor : DJSzklaż

Korekta: Silma

 

                 Mistrzu! Mistrzu! – Łomotanie w drzwi nasiliło się. – Jesteś tam?!

                – Już, psiakrew, dajże mi wstać. – Stary, siwy już jednorożec wygramolił się z łóżka i mamrocząc pod nosem niepochlebne uwagi pod adresem nocnego gościa, ruszył w stronę wejścia do swego domu.

                – Mistrzu! Jesteś tam?! – Drzwi omal nie wypadły z zawiasów po serii potężnych uderzeń, których z pewnością nie powstydziłby się żaden z gwardzistów księżniczki Celestii.

                – Przecie idę! – rykną ogier, zły nie na żarty. Szarpnął z klamkę i wyjrzał na zewnątrz. – To ty? Czego się dobijasz o tej porze?!

                – Mogę wejść? – zapytał niecierpliwy gość, po czym nie czekając na odpowiedź wlazł do mieszkania, przepychając nieco Mistrza.

                Starzec pokręcił z niezadowoleniem głową. Doprawdy, dzisiejsza młodzież… A, do diabła z tym.

                 Czego chcesz, Orange Flame? Tylko mów szybko, bom zmęczony.

                Gość obrócił się w stronę starca i zdjął z głowy kaptur. Pomarańczowe loki opadły na pyszczek młodej klaczy, zasłaniając oczy. Potrząsnęła głową, odrzucając grzywę na bok. Jej róg zajaśniał różowawą poświatą, gdy zza pasa wylewitowała niewielki przedmiot.

                – Skończyłam ten projekt, szefie. – Uradowana podeszła do niewielkiego, stojącego pod ścianą biureczka i postawiła na nim przedmiot.

                – Projekt… Projekt?! Zwariowałaś kompletnie? Jest trzecia w nocy, wszystkie normalne kucyki śpią o tej porze, nie mogłaś przynieść mi tego rano?! – Mistrz zaczął miotać się po pokoju. – Kompletne wariactwo! – spojrzał na klacz i lekko pożałował swych słów. Lekko. Klacz miała podkrążone oczy, włosy w sporym nieładzie i ogólne oznaki skrajnego przemęczenia. Musiała pracować nad tym przez ostatnich kilka nocy. Nieco udobruchany fatalnym wyglądem Orange i jej przepraszającą miną, podszedł z miernym zainteresowaniem do biurka.

                – No, pokaż, co tam przyniosłaś?

                Klaczy zabłysły z radości oczy, wskazała na niewielki przedmiot i powiedziała z dumą.

                – Oto Burza w Szklance Wody. – Wyglądała, jakby z radości miała zaraz zacząć skakać po całym pokoju.

                – Co? – Mistrz wytrzeszczył oczy. Pochylił się nad tajemniczym przedmiotem z zaciekawieniem. I nic nie zobaczył. – Okulary, znów gdzieś je posiałem. – Pokręcił ze zdenerwowaniem głową. Chciał wreszcie zobaczyć, co takiego przyniosła mu uczennica. Rozjarzył róg i użył zaklęcia lokalizacji szkieł. Bardzo przydatna sprawa. Miał do niego sentyment. Było to właśnie to zaklęcie, którym obronił doktorat. Jego promotorowi, notorycznie gubiącemu okulary, wyjątkowo się spodobało.

Zguba leżała, jak się okazało, pod stołem w kuchni. Skąd one się tam wzięły – z zażenowaniem podrapał się po głowie, nakładając szkła na oczy. – Pewnie po wczorajszych odwiedzinach hrabiny…

Pochylił się nad tajemniczym przedmiotem. Orange Flame nadal stała dumnie wyprostowana jak na paradzie, mimo że ze zmęczenia świat nieco jej falował.

Na stoliku, ku zdziwieniu Mistrza, stała zwykła szklanka, po brzegi wypełniona jakąś brudną cieczą.

– No i co to ma być? – spojrzał na klacz.

– Proszę się przyjrzeć.

Ogier pochylił się po raz kolejny i ze zdumienia zamrugał oczami. Szklanka do połowy wypełniona była wodą. Ciecz falowała, woda rozbijała się o ściany naczynia, posyłając w górę maleńkie fontanny. Nad tym kłębowiskiem unosiła się ciemna, gruba chmura burzowa. Jej powierzchnię co chwila przechodził błysk, wokół rozchodził się ledwo słyszalny grom.

– To… to niemożliwe – wyjąkał. – Jak to zrobiłaś?! – złapał klacz za ramiona i zaczął potrząsać, wytrzeszczając oczy jak niespełna rozumu.

Zaklęcie zrobiło na nim piorunujące wrażenie. Przeniesienie czegoś tak wielkiego jak burza do niewielkiej szklanki było prawie niewykonalne. Sam nigdy czegoś takiego nie dokonał.

– Jaaaak! – zawył, kurczowo trzymając się uczennicy.

– No… w tej książce, co mi Mistrz pożyczył… było zaklęcie – zawahała się. – Uznałam że takie coś zaimponuje komisji.

– Nigdy jeszcze nie widziałem, żeby tak młody kucyk umiał rzucić zaklęcie kompresji. – Zatoczył się i złapał za głowę. Jeżeli na jutrzejszym egzaminie komisja odkryje, że uczennica potrafi lepiej posługiwać się magią od swego mistrza to… Właściwie nie wiedział co dokładnie, ale z pewnością nie byłoby to miłe. Uspokój się, nie wszystko stracone.

 Tak, to bardzo ciekawe doświadczenie. – Mistrz złapał Orange Flame i zaciągną w stronę wyjścia. – Ale jest już późno. Żegnam! – Zatrzasną drzwi przed pyszczkiem zdumionej klaczy.

Zabrała tę przeklętą szklankę? – zerkną na stolik. Wśród różnego rodzaju badziewia nie dostrzegł szklanki.

– Co ona tam ostatnio pożyczała? Chyba to. – Z najwyższej półki dość sporego regału wylewitował opasłe tomisko. – Gdzie to przeklęte zaklęcie?  O jest… – słowa zamarły mu w gardle. – Co ona… – Jego spanikowany wzrok padł na brązową plamę w prawym dolnym rogu. Czekolada. – Żarła czekoladę nad tak cennym woluminem?! – Złość ogarnęła starca. Uspokój się, starcze, nie czas na takie bzdury.  

Rzucił pobieżnie okiem na poplamioną przez uczennicę kartkę. Nie wygląda na specjalnie skomplikowane. Było skomplikowane. Mistrz albo cierpiał na demencję starczą albo oszukiwał sam siebie. Wielokrotnie otwierał księgę na tej stronie i zmagał się z zaklęciem. Tym razem musiało się udać. Teraz albo nigdy. W końcu był zawsze najlepszy w czarach związanych z wodą. Na roku był jedynym, któremu udało się przelać z pustego w próżne!

– No, to do dzieła. – Podszedł do biurka i usunął magią zagracające je rupiecie. – Szklanka! – przypomniał sobie. Pognał do kuchni. Szklanka, co to była szklanka, byle studentka potrafiła zrobić burzę w szklance. – Naparstek – uśmiechnął się. Czegoś takiego żaden kucyk jeszcze nie dokonał. Niestety, zaklęcia lokalizacji naparstka nie znał. Po kilku minutach gorączkowych poszukiwań znalazł upragniony przedmiot. Jakimś cudem znajdował się w pudełku z przyrządami do szycia, a nie, jak mistrz przypuszczał, w zlewie, na karniszu czy słoiku z aromatyczną, acz bardzo rzadką herbatą.

                – Dobra, wszystko gotowe – rzekł niezwykle poważnie, stawiając naparstek na biurku. – Tylko… hmm… psiakrew… – podrapał się po głowie. Zaklęcie było trudne. Chodź w tym wypadku słowo trudne” to spory eufemizm.

                Według instrukcji z książki, na początek trzeba było wyczarować sferyczną bańkę magiczną, w której to należało stworzyć burzę. Na koniec, całość przenieść do szklanki. Jak podkreślał autor, ewentualny czar nierozbijalności, rzucony na szklankę, dyskwalifikował czarodzieja. Mistrz miał nadzieję, że w ten sam sposób można wyczarować Burzę w Naparstku Wody.

                Wielkie były zmagania czarodzieja, który przez następną godzinę bez ustanku rzucał zaklęcia.  Dzięki swej wytrwałości jeszcze przed wschodem stworzył ogólny plan działania.

Niestrudzony ogier rzucił okiem na kartkę, potem na stojący obok zegar i znów na kartkę. Zmarszczył brwi, po czym wykreślił z planu wczesno–poranną herbatę.

***

Dochodziła siódma, gdy Mistrz z zadowoleniem odgarnął włosy z czoła i z dumą spojrzał na wyczarowaną właśnie sferyczną bańkę. Teraz zostało już tylko stworzenie burzy, skumulowanie jej do idiotycznie małego rozmiaru, przeniesienie całości do naparstka i demoniczny śmiech maniaka kończącego swój niecny plan, czyli sakramentalne: Ha ha ha.

Mistrz skupił się jak nigdy dotąd, jego róg rozbłysnął oślepiającym światłem. W środku magicznej bańki pojawiła się niewielka plamka. Starzec z malującą się na twarzy euforią wpatrzył się w kiełkującą burzę. Kropka rozrastała się dość powoli. Jej powierzchnię co chwila przecinały  pojedyncze błyskawice.

– Jeeeest! – Ogier podskoczył, tryumfalnie unosząc przednie prawe kopyto. – Niech tylko cała bańka wypełni się burzą, a czar będzie gotowy do przeniesienia do naparstka. Ha… – zamilkł, przypominając sobie, że złowieszczy śmiech powinien zostawić na koniec.

Bańka wypełniła się burzą po brzegi. Niestety, nikt nie poinformował rodzącego się właśnie zjawiska pogodowego, że po zetknięciu z delikatnymi ściankami magicznej sfery ma przestać rosnąć. Skutek tego karygodnego niedopatrzenia mógł być tylko jeden. Bańka pękła, a zamknięta w niej burza rozlała się po pokoju Mistrza i zaczęła gwałtownie pęcznieć.

Chmura wypłynęła przez okna domu starca i poszybowała w górę, rozprzestrzeniając się nad całą Equestrią. Świat pociemniał, gdy ciemny obłok zasłonił właśnie wschodzące słońce. Co gorsza, po kilku minutach od tragicznego w skutkach wypadku, z chmury zaczął padać śnieg. Początkowe kilka płatków zamieniło się w potężną śnieżycę, która w kilka chwil otuliła kraj białą kołdrą.

***

 – Ups… – Mistrz z lekkim zakłopotaniem przyglądał się bielejącej wokół scenerii. Stał na niewielkim pagórku, na który teleportował się zaraz po oswobodzeniu się burzy z magicznej bańki. Trzeba było przyznać, że jeszcze żaden kucyk nie sparaliżował ruchu drogowego w całej Equestrii w tak krótkim czasie. Uśmiechnął się lekko – Zima znów zaskoczyła drogowców.