The Haunted House [Grimdark][Gore]
W lesie Everfree stał samotny dom. Nikt nie wiedział skąd się tam wziął, ani do kogo należał. Po prostu był. Nikt nie wiedział nic o jego mieszkańcach- był pusty i nigdy nie widziano, żeby ktoś do niego wchodził. Nie znalazł się żaden kucyk, który odważyłby się wejść do środka. Dawno temu odkryła go Rainbow Dash, kiedy po którejś z nieudanych sztuczek zderzyła się z chmurą i spadła. Mimo, że sam dom nie był straszny, to szybko powstały opowieści o nawiedzonym domu z lasu Everfree. Od tamtej pory stanowił on obiekt zakładów, jednak nikt, kto powiedział, że wejdzie do środka, nie wygrał.
-Jesteś pewna Scotaloo?- spytała z powątpiewaniem Sweetie Belle.
-No jasne!- odparł mały pegaz -Jeśli zrobimy coś, czego nikt inny nie zrobił na pewno wyjdą nam znaczki.
-A czy to jest na pewno bezpieczne?- Apple Bloom spojrzała na stojący przed nimi Dom Z Lasu Everfree.
-To tylko stara chałupa!
-Może weźmiemy kogoś ze sobą?- doradziła Sweetie Belle.
Scotaloo przewróciła oczami.
-Twilight jest zajęta, Rainbow Dash nie mogłam znaleźć od wczoraj, Fluttershy nie chciała, a Pinkie Pie jest bardziej dziecinna od nas!- wyliczyła -Na pewno nie dostaniemy znaczków za tchórzostwo!
Trzy kucyki podeszły do dużych drzwi wejściowych. Ustąpiły bez najmniejszego oporu, jak gdyby ktoś ich używał. Wszystkie razem weszły ostrożnie do mrocznego wnętrza.
-Tu nie jest tak strasznie- powiedziała Apple Bloom, żeby dodać sobie otuchy.
Gdy ich oczy przyzwyczaiły się do ciemności, zobaczyły wnętrze domu. Po lewej stronie stały schody prowadzące na piętro, na wprost znajdowały się jakieś dwa pomieszczenia, a po prawej był długi korytarz. Cały dom był brudny i zakurzony wokoło walały się jakieś śmieci, a z każdego kąta wyglądały pajęczyny. Scotaloo ruszyła w stronę korytarza, a za nią pozostałe dwie przyjaciółki. Bały się okropnie, a każdy dźwięk powodował, że serca podchodziły im do gardeł. Panująca wokoło ciemność tworzyła mroczny nastrój.Na końcu korytarza znajdowało się jakieś pomieszczenie.
-Hej, co to?- zaciekawiła się Sweetie Belle i pociągnęła za dźwignię.
-Nie!- krzyknęła Scotaloo, oczekując, że stanie się coś strasznego.
Usłyszały zgrzyt jakiegoś mechanizmu i nagle w pomieszczeniu w którym się znalazły, zaczęły zapalać się świeczniki. Jasne płomienie rozświetliły pokój i kucyki zobaczyły zakurzone półki wypełnione książkami. Na samym środku stał stół, a na nim jakaś dziwna klatka. Była dosyć duża i zardzewiała, jednak najbardziej zastanawiające było to, że nie miała żadnych drzwiczek, ani innego otworu, żeby wejść do środka.
-Po co ktoś robi klatkę, w której nic nie można zamknąć?- zdziwiła się Apple Bloom.
-Nie ważne- odparła Scotaloo -Widzicie? Mówiłam, że nie ma tu nic strasznego.
Nagle poczuły chłodny powiew wiatru. Przestraszyły się, gdyż w pomieszczeniu nie powinno go być, a żadne z okien nie było otwarte!
-Może już stąd idźmy?- zaproponowała Sweetie Belle drżącym głosem.
-Nie byłyśmy jeszcze na górze!
-Daj spokój Scotaloo!- powiedziała Apple Bloom -Tam pewnie też nie ma nic ciekawego.
Usłyszały jakiś cichy warkot, który umilkł chwilę później. Po chwili dało się słyszeć zbliżające się kroki. Ktoś szedł powoli, jednak nie starał się być cicho.
-Do-dobra... I...i-idziemy...- zgodziła się Scotaloo, szczękając zębami.
Zerwały się, jednak z przerażeniem zobaczyły, że w korytarzu, z którego przyszły stoi jakiś kucyk.
Z powodu ciemności nie mogły zobaczyć jak wygląda, jednak widziały zarys jego kształtów. Widać było tylko białka groźnie patrzących, ciemnoróżowych oczu. Podszedł powoli i trzy przyjaciółki dostrzegły, że ma skrzydła. Kiedy padło na niego trochę światła, okazało się, że pegaz ma kilka rozcięć, które obficie krwawiły. Utykał, gdyż na lewej przedniej nodze miał głęboką ranę, z której sterczał kawałek zakrwawionego mięśnia, a w głębi widać było biel kości. Grzywę miał nieuczesaną i w niektórych miejscach zakrwawioną. Przerażone przyjaciółki umknęły w ciemny kąt i cicho popłakiwały.
Tajemniczy kucyk wszedł całkowicie do pomieszczenia i podniósł głowę do światła. Odgarnął zachodzącą na oczy grzywkę.
-Scotaloo?
Mały pegaz na dźwięk swojego imienia otworzył bojaźliwie oczy. Zobaczył, że stoi przed nim Rainbow Dash. Była ranna, a jej tęczowa grzywa była w wielu miejscach pokryta krwią. Wyraźnie zaskoczył ją widok trzech źrebaków.
-Co wy tu robicie?- zapytała zdziwiona.
-No... Bo my...- zająknęła się Sweetie Belle.
Z ciemnych drzwi dobiegł cichy warkot. Rainbow gwałtownie odwróciła głowę.
-Uciekajcie, już!- rzuciła.
Źrebaki umknęły w stronę korytarza. Dash ruszyła za nimi, bacznie obserwując ciemne drzwi. Po chwili TO wyłoniło się z nich i stanęło przy stole, na którym stała klatka. Pegazica wycofała się szybko z pomieszczenia.
-Co Ci się stało?- zapytała przerażona Scotaloo.
-Później! Uciekajcie na górę!- odparła tęczogrzywa.
Dobiegły do pierwszego pomieszczenia, w którym znajdowały się schody na piętro. Trójka źrebaków ruszyła w stronę drzwi, żeby jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz.
-Nie!- krzyknęła Rainbow, jednak było już za późno.
Potężne drzwi wejściowe zajaśniały na chwilę, po czym pojawiła się przed nimi żelazna krata.
-Mówiłam na górę!- jasnoniebieska pegzica wskazała schody -Pospieszcie się!
Gdy tylko wypowiedziała te słowa, cały dom wypełnił się na sekundę oślepiającym blaskiem, a z głębi korytarza dało się usłyszeć trzy nowe warknięcia.
Rainbow wbiegła po schodach i stanęła u ich szczytu.
-Schowajcie się gdzieś- poleciła.
-Co tu się dzieje?- zapytała z płaczem Apple Bloom.
Dash wetchnęła.
-Każdy kto wejdzie do pokoju z klatką nie zdoła już stąd wyjść. Gdy zbliży się do drzwi, klatka wytworzy jego sobowtóra, który będzie chciał zabić swój pierwowzór. Jedynym sposobem na ucieczkę z tego miejsca jest pozbycie się swojego złego wcielenia...- wytłumaczyła cichym głosem.
-S-skąd to wie-wiesz? -zapytała szczękając zębami Scotaloo.
-Było napisane na ścianach w tamtym korytarzu...
Przerwał jej potężny ryk.
U dołu schodów stał sobowtór Rainbow. Był niemal identyczny- jedyną różnicą były czerwone oczy. Wyglądał lepiej niż prawdziwa Dash, gdyż miał tylko jedną małą ranę i nienaturalnie wygięte skrzydło, prawdopodobnie złamane.
Jasnoniebieska pegazica spojrzała na swoje odzwierciedenie stojące u dołu schodów.
-Schowajcie się gdzieś...- powiedziała cicho.
Trzy źrebaki pędem wpadły do jakiegoś pokoju i po chwili szmerów, zupełnie ucichły.
Sobowtór Rainbow ruszył po schodach i rzucił się na nią. Dash kopnęła go i ten zleciał na dół. Chwilowo miała przewagę jaką dawała jej wysokość. Jednak normalnie nie miała zbyt dużych szans- nie była tak silna czy przyzwyczajona do walki na zęby i kopyta.Sobowtór ruszył powoli po schodach. Tym razem był ostrożniejszy. Od Dash dzieliło go kilka stopni. Tęczogrzywa wstrzymała oddech, jej serce biło jak oszalałe. Jeszcze jeden krok i ponownie kopnęła tego potwora z piekła rodem. Ten błyskawicznie uderzył Rainbow w kopytko i rzucił się do przodu. Ciężar odrzucił ją do tyłu.
Ostre zęby po raz kolejny naderwały jej ciało w okolicach barku. Uderzyła sobowtóra w głowę, jednak ten nie odpuszczał. Krzyknęła z bólu i desperacko użyła tej samej metody- ugryzła go w kark. Poczuła w ustach ciepłą krew. Z całej siły kopnęła tylnymi kopytkami w brzuch napastnika. Cios odrzucił go do góry i po chwili jej sobowtór upadł na podłogę. Dash rzuciła się do ucieczki, jednak z powodu zranionej nogi zdołała przebiec tylko kilka kroków zanim dopadło ją jej złe wcielenie. Oba kucyki z impetem uderzyły w ścianę.
Rainbow znowu poczuła zagłębiające się w niej ostre zęby. Nie wytrzymała kolejnej dawki bólu. Krzyknęła przeraźliwie, a z jej oczu popłynęły łzy. Nie mogła już tego wytrzymać. Napięła mięśnie, żeby się wyswobodzić, ale jedynym skutkiem była krew, która trysnęła z nadgryzionego barku. Zęby na chwilę wysunęły się z jej ciała, a po chwili Dash zobaczyła, jak jej sobowtór wypluwa z pyszczka zakrwawiony kawałek jej mięśnia. Rainbow szarpnęła się i zdołała wyswobodzić.
Kulejąc i ociekając krwią ruszyła do najbliższego pomieszczenia. Dotarła tam zanim zauważył ją ten piekielny sobowtór. Położyła się na środku ciemnego pokoju i wstrzymała oddech. Po chwili zobaczyła w drzwiach samą siebie, tylko mniej pokrwawioną. Sobowtór rozejrzał się powoli i nie widząc swojej ofiary z powodu ciemności, ruszył dalej. Dash odetchnęła cicho i starała się nie poruszać, gdyż sprawiało jej to jeszcze większy ból. Nagle usłyszała stukot kopyt i do pokoju wpadła Znaczkowa Liga.
-Rainbow, jesteś tu?- zapytała cicho Scotaloo.
-Tak- odparła, krzywiąc się z bólu -Schowajcie się zanim znajdą was wasze sobowtóry.
Źrebaki czmychnęły do kątów, a Dashie zwlokła się z podłogi. Usłyszała zbliżające się warkoty. Ustawiła się koło na wpół przymkniętych drzwi. Gdy tylko zorientowała się, że cele są blisko, kopnęła w nie, tak jak Applejack strąca jabłka z drzew. Sobowtóry Znaczkowej Ligi, uderzone drzwiami odleciały w kąt korytarza. Zerwały się i popędziły w stronę Rainbow, która wyszła im na spotkanie. Stanęła w rozkroku i spojrzała groźnie.
Teraz się nie bała... Teraz nie miała nic do stracenia... Sobowtóry usiłowały minąć zagradzającego drogę pegaza. W końcu to nie był ich cel. Dash uderzyła kopytkiem fałszywą Scotaloo, którą siła ciosu pchnęła na ścianę. Jednocześnie skrzydłem trafiła w głowę sobowtóra Sweetie Belle. Tylko trzeciemu fałszywcowi udało się minąć rozjuszoną pegazicę. Rainbow zostawiła dwa nieprzytomne sobowtóry i rzuciła się w pogoń. Zanim dopadła nieprawdziwą Apple Bloom, ta została uderzona wypchniętym z pokoju krzesłem. Nie zdążyła wstać, gdyż zęby Dashie zacisnęły się na jej karku. Pegazica poczuła jak kości pękają i po chwili z pyszczka zwisało jej tylko bezwładne ciało. Gdy wypuściła je na podłogę, zaczęło jaśnieć, żeby po chwili zniknąć w rozbłysku światła.
"Oko za oko, ząb za ząb, skurwiele" pomyślała Rainbow.
-Apple Bloom- wydyszała zmęczona -Jesteś wolna. Uciekaj...
Tęczogrzywa upadła i spojrzała w sufit. Ból znowu zaczął jej doskwierać. Po jakimś czasie wstała i podeszła do pozostałych dwóch sobowtórów. Były nieprzytomne.
"Skończmy to" pomyślała i nacisnęła kopytkiem na odsłonięte gardło fałszywej Scotaloo.
Pękło z cichym chrupnięciem, obryzgując krwią stojącą Rainbow. Po chwili te zwłoki także zniknęły.
-Dash... Jak długo ty tutaj jesteś?- zapytała nieśmiało Apple Bloom.
-Weszłam tu wczoraj wieczorem- odparła pegazica -W nocy było koszmarnie, zupełnie ciemno. Księżyc niewiele oświecał. Potem ranek... A potem znalazłam was. Uciekajcie już -dodała zbilżając się do ostatniego sobowtóra.
-Zostaniemy- powiedziała Scotaloo -Pomożemy Ci! Uratowałaś nas!
Rainbow odwróciła się, gdy nagle uderzył w nią jej własny sobowtór, przewracając na podłogę. Odpłaciła mocnym kopnięciem i zobaczyła samą siebie, spadającą ze schodów. Podbiegła tam, kiedy jej złe wcielenie znów rzuciło się na nią, z pyszczkiem ociekającym krwią. Tym razem, to Dash została zrzucona na dół. Uderzyła z ogromną siłą w podłogę i usłyszała trzask pękającej kości. Zawyła z bólu i spojrzała na złamaną lewą przednią nogę. Sobowtór już miał zacinąć ostre zęby ma jej bezbronnym gardle, gdy został trafiony deską. To Sweetie Belle udało się użyć magii do uratowania przyjaciółki. Jednak już po chwili deska pękła z trzaskiem, gdyż sobowtór Dash uderzył ją kopytkiem. W tym czasie prawdziwa Rainbow w szale wbiła zęby w odsłonięty brzuch napastnika. Otrzymała mocne uderzenie w głowę, aż coś zaszumiało jej pod czaszką. Odrzuciła sobwtóra od siebie i wstała, mimo złamanej nogi- adrenalina zrobiła swoje.
Nie dbając o własne bezpieczeństwo wbiegła po schodach, a tuż za nią jej złe wcielenie. Dash odwróciła się i skoczyła napastnikowi do gardła. Zdołała je trochę nadszarpać, gdy poczuła ugryzienie w skrzydło. Sobowtór rzucił nią w barierkę, która pekła z trzaskiem. Rainbow utknęła pomiędzy kawałkami drewna, a napastnik nadal trzymał jej lewe skrzydło. Zobaczył, że jego ofiara jest unieruchomiona i zaczął się cofać, ze skrzydłem w pyszczku.
Dashie krzyknęła z bólu. Poczuła, że jej ścięgna zaczynają pękać. W miejscu, gdzie skrzydło wyrasta z ciała, zaczęła tryskać krew. Rozrywana pegazica krzyczała przeraźliwie. Nagle kawałki drewna, które ją trzymały, pękły i Rainbow została rzucona o ścianę. Sobowtór skoczył na nią, miażdżąc klatkę piersiową. Jedno z żeber przebiło płuco, bo Dash zaczęła pluć krwią.
Tymczasem Znaczkowa Liga toczyła własną walkę z fałszywą Sweetie Belle.
Rainbow poczuła zęby na swojej szyi i nagle, siłą wydobytą z głębi swojego jestestwa, które domagało się życia, uderzyła swojego sobowtóra w brzuch. Ignorując ból rzuciła się na niego i przygwoździła do podłogi. Nacisnęła mu kopytem na krtań. Próbował zepchnąć z siebie oszalałą pegazicę, uderzając ją w złamaną nogę, jednak był to wysiłek daremny. Gardło sobowtóra pękło z głośnym trzaskiem w tej samej chwili co kark fałszywej Sweetie Belle.
Dla pewności Rainbow zatopiła swoje zęby w gardle swojego odzwierciedlenia, czując w pyszczku metaliczny smak krwi. Ciężko dyszała, wpatrując się wściekła w czerwone oczy sobowtóra. Po chwili ten zniknął, a osłabiona Dash runęła nieprzytomna na jego miejsce. Na szczęście w pobliżu była Znaczkowa Liga, która w porę zdołała dostarczyć pegazicę do szpitala.
Same źrebaki w walce ze swoimi sobowtórami nie odniosły zbyt wiele ran. Jedynie Sweetie Belle miała na pyszczku długie rozcięcie, które biegło przez lewe oko.
* * *
Ani Rainbow Dash, ani Znaczkowa Liga nigdy nie wyjawili co stało się w Domu z Lasu Everfree...
Po spędzeniu miesiąca w szpitalu, tęczogrzywa odwiedziła budowlę raz jeszcze. Wykonała na niej swoją sztuczkę, którą kiedyś zburzyła stodołę Applejack. Tęczowy wybuch zmiótł tajemnicę z powierzchni Equestrii na zawsze...