Wiersz o Januszu Korczaku Anna Kamińska Była ulica, tutaj, w stolicy, Pełna biedaków, błota i śmieci. Był sierociniec na tej ulicy, A w sierocińcu żydowskie dzieci. Był z nimi człowiek, co je pokochał, Chociaż czasami ciężko mu było. To dzięki Niemu, w tym dziwnym domu Samotnych dzieci, czuło się Miłość. I przyszła wojna co kraj zalała, Zło wyciągnęło po władzę ręce. Ale ta Miłość wciąż panowała, I tylko sierot było coraz więcej. Przyszedł okupant zajął stolicę, Chciał zgładzić Żydów na świecie. I opuściły dzieci ulicę, Aby zamieszkać w warszawskim getcie. Aż przyjechały po nie wagony - Kierunek: obóz. Towar: więźniowie. Ruszyły ze sztandarem zielonym W drogę do śmierci. A z nimi Człowiek. To już Treblinka! Koniec! Wysiadka! Tam z własnej woli, w komorze gazowej, Zginął wraz z dziećmi, które ukochał - Ich wychowawca - Prawdziwy Człowiek!
Janusz Korczak i Stefania Wilczyńska idą z dziećmi Domu Sierot w ostatnią drogę na Umschlagplatz. |