Rozdział VI

Nowy dom, nowe wyzwania...

Gdy stanęliśmy przed drzwiami wyjściowymi z pałacu, gwardziści zawiązali mi oczy opaską, z bardzo ciemnego materiału, przez który nawet promienie słońca nie dawały rady się przebić, gdy wyszliśmy z pałacu, gwardziści zatrzymali mnie i magią ułożyli na jakimś podwyższeniu, następnie jeden z żołnierzy powiedział...

-Możecie ruszać, do Ponyville. Jak powiedział tak zrobili, nagle to “coś”, ruszyło z kopyta, jak jakiś sportowy samochód, który ma niezłe przyśpieszenie. Nagle jak poczułem takie dziwne uczucie jak bym leciał samolotem to od razu skojarzyłem fakty, że my LECIMY. Od razu ściągnąłem opaskę z oczu i gdy spojrzałem w bok, to momentalnie zacząłem się trząść, lecz nie z zimna, tylko z strachu.

-NIEEE... JA CHCĘ NA ZIEMIĘ... WYPUŚĆCIE MNIE Z TĄD. Od razu włączyła się moja reakcja, gdzie natychmiast położyłem się na środku i cicho łkałem, by nikt mnie nie usłyszał, lecz na marne. Zapomniałem, że Daimond ma świetny słuch.

-Słonko co się dzieje? Spytała się zmartwiona, chyba dopiero teraz zauważyła, że ja tak panicznie się boję wysokości, bo byłem bardzo mocno zwinięty w kłębek i po cichu łkałem. Po tym jak się mnie o to spytała, podeszła do mnie i się przytuliła, co sprawiło, że lekko się rozluźniłem, i przytuliłem ją do siebie, co mi sprawiło wielką ulgę, lecz czułem również, że jest jej przykro za ten psikus, ale mogę jej go wybaczyć.

-Mmmagdaa... ppproszę cciebie... nigdy wwięcej, mi ttego nnie rrób. powiedziałem cały roztrzęsiony, ponieważ mój lęk wysokości, był tak mocny, że całkowicie mnie paraliżował, na jakiś czas, gdy po kilku minutach dolecieliśmy do Ponyville, Daimond powiedziała, że możemy wychodzić, lecz moja reakcja była wiadoma, w ogóle się nie ruszyłem tylko mocniej ścisnąłem w kłębek.

-Loud, możesz już wstać, spokojnie jesteśmy na ziemi, nie jesteśmy w powietrzu, chodź pomożemy ci wstać. Następnie Daimond Heart poprosiła jednego, z przewoźników o to aby mi pomógł wstać, po kilkunastu sekundach przyszła z gwardzistą, który usadził mnie na grzbiecie i wniósł do naszego nowego domu. Po kilkunastu minutach przestałem się trząść i się trochę uspokoiłem, gdy już ogarnąłem trochę myśli i otworzyłem oczy to poczułem ciepło i czyiś oddech na karku, obróciłem się delikatnie na drugą stronę tak by nie obudzić mojego słoneczka, wtedy zauważyłem jak słodko sobie śpi z miłym uśmiechem na twarzy, który w tej chwili był dla mnie jedną z niewielu rzeczy, które mogły mnie pocieszyć. Po chwili schyliłem się do jej brzuszka i delikatnie go ucałowałem, prosząc Celestię aby się zdrowo chowała nasza córeczka, oraz o to aby było jak najmniej problemów. Po miłej chwili spędzonej na przytulaniu, się do moich skarbów zszedłem z łóżka, które było jak dla nas wyśmienite na tyle wygodne, że samo ciągnie do spania, wstałem z łóżka i delikatnie ucałowałem moje szczęście w czółko aż delikatnie sobie zamruczała. Rozejrzałem się po pokoju i się ucieszyłem jak dziecko, tutaj było dla mnie wprost idealnie, meble były z czystego drewna pięknie polakierowane w ciemnym kolorze, była tu komoda, szafka, i stół pod kolor mebli. Spojrzałem na ściany i postanowiłem, że je jednak się odświeży bo farba nie była w najlepszym stanie, było tu również okno jedno częściowe dość spore. Na suficie wisiał stary lekko podrdzewiały żyrandol, lecz on był jeszcze do uratowania, oczywiście jak mają tutaj coś takiego jak papier ścierny i polerski. Wyszedłem z pokoju przez wyjście, które nie posiadało drzwi, ale to żaden problem wykołuje się jakąś firankę i kilka gwoździ i bawimy się dalej. Wszedłem do dość niewielkiej kuchni, ale zaopatrzonej, w podstawowe wyposażenie oraz nie najgorsze jedzenie. Podłoga była wysadzona kafelkami o średnim połyski, ale to dobrze bo nie chciałbym mieć w domu jakiś rozbłysków. Na sufiicie był mały klosz z lampą, ale ten wyglądał przyzwoicie. Na ścianie przy wejściu znalazłem włącznik światła.

-Zobaczymy czy popalimy całą elektronikę na dzień dobry. Powiedziałem i z lekkim strachem nacisnąłem włącznik, ale odziwo nic nie bzyczało ani nie wybuchło. Zgasiłem światło i przeszedłem do następnego pomieszczenia, które już miało drzwi ale na szczęście z naciskaną klamką, z którą większych problemów nie miałem. Następnie wszedłem do dość ciasnej łazienki gdzie mieściła się niewielka chyba żeliwna wanna i muszla klozetowa w wersji mini, teraz test, czy jest woda i czy wszystko chodzi tak jak powinno. Spuściłem wodę i poleciała, lecz lekko brązowa, może to od tego że tak długo stała nie wiem później się zobaczy. Ściany, sufit i podłoga były w wspaniałym stanie co mnie ucieszyło. Po chwili spędzonej na oglądaniu mojego miejsca gdzie mogę się wyciszyć czyli łazienki wyszedłem z niej aby poszukać wyjścia na podwórko. Tak jak myślałem wyjście znajdowało się w kuchni, ale z tymi drzwiami albo raczej klamką będzie spory problem. Hmmm... Zobaczymy czy czytanie FanFiców  nie poszło na marne. Zrobimy tak jak większość opowiadała, skupić się na przedmiocie, który chce się pochwycić w magię. Po chwili i kilku nieudanych próbach w końcu mój róg zaczął świecić jasno zielonym światłem tak samo jak klamka, no dobra, teraz spróbujmy ją przekręcić, może tak się uda. Ponownie się skupiłem ale teraz na tym co chcę zrobić z klamką, czyli ją przekręcić.

-Jessst, no w końcu, po dziesięciu minutach udręki mogę wyjść na dwór. Powiedziałem i otworzyłem drzwi, przez które wpadło jeszcze więcej światła. Wciągnąłem nosem głośno powietrze i wyszedłem na zewnątrz bydynku ucieszony jak dziecko, które jedzie do wesołego miasteczka. Wyszedłem i spojrzałem na zewnętrzną stronę budynku, i chyba najgorzej nie było, dach wyglądał dość przyzwoicie, a ściany się dobrze trzymały kupy, no może lekko je odświeżymy, należy im się to. Jak widzę jest tu również niewielki ogródek, co mnie cieszy, na wiosnę posadzi się parę tulipanów, może bratki i kilka ziół, a po drugiej stronie warzywa, marchewki, cebula i kilka innych.

-No dobra teraz może trochę pozwiedzamy, Ponyville, najpierw zwieźmy okolicę. Powiedziałem sam do siebie po czym ruszyłem na przechadzkę, najpierw poszedłem zobaczyć czy w pobliżu są jakieś  sklepy spożywcze lub piekarnie. Po kilku minutach zauważyłem interesującą mnie postać Octavię.

-Witam panno Octavio, jestem Loud Music.

-Witam cię, fajne masz imię, co cię sprowadza do naszego miasteczka?

-Dziś się tu przeprowadziłem, i chcę trochę pozwiedzać, podobno zajmuje się pani graniem na instrumentach, czyż nie?

-Tak jest to moja umiejętność, która jest bardzo ceniona, przepraszam, że pytam ale ile masz lat bo nie widzę u ciebie uroczego znaczka.

-Za dwa dni będę miał 16 lat, ale mój brak znaczka wiąże się z pewną historią.

-Mogła bym ją poznać? Spytała się zaciekawiona Octavia.

-Oczywiście, ale czy możemy gdzieś usiąść?

-Zapraszam do mnie akurat zmierzam w stronę domu, jest tuż obok. Powiedziała po czym ruszyliśmy. Rzeczywiście jej dom znajdował się obok, był to dość spory i zadbany dom, o wiele większy od mojego, wewnątrz był ład i porządek tak jak lubię, na podłodze leżały chyba perskie dywany, tak bym je nazwał na ziemi. Ściany były pomalowane na ciemny kolor, podobny do umaszczenia klaczy, były na nich również namalowane nuty.

-Proszę usiądź i opowiadaj. Powiedziała podekscytowana.

-Więc zacznijmy od tego, otóż ja i moja życiowa towarzyszka pochodzimy z innego świata. Powiedziałem a Octavia spojrzała się z niedowierzaniem.

-Jak to z innego świata? Spytała się.

-Pozwól, że skończę opowiadać i następnie będzie pani zadawać pytania. Powiedziałem uprzejmie.

-Czyli tak zostaliśmy tu przeniesieni przez Księżniczkę Celestię, z mojego świata zwanego ziemią, tam nie byliśmy kucykami tylko ludźmi, takimi istotami na dwóch nogach i dwóch rękach i nie posiadających kopyt tylko palce, są to narządy służące do chwytania różnych przedmiotów bez użycia magii. Ludzie na tamtym świecie są bardziej rozwinięci technicznie, mogą z sobą rozmawiać na odległość za pomocą telefonów, są to urządzenie, które przenoszą głos. Mamy tam również komputery, samoloty, samochody itd. Właśnie mamy tam nawet jeden samochód, który się nazywa Octavia, powracając do urządzeń, ludzie znają tam was i jesteście tam dość dobrze znani w programie telewizyjnym pod nazwą My Little Pony, jest to jak by to... Stworzone przez komputer. O nim ci jeszcze nie opowiadałem... Gdy tak jej przedstawiałem z grubsza jak się żyje na ziemi, to ona coraz bardziej się wsłuchiwała, opowiedziałem jej również o życiu i o tym, jak zginęli moi rodzice, wtedy Octavia lekko zapłakała z powodu nieszczęścia. Po tym jak skończyłem opowiadać zaczęła się masa pytań, jak na jakiejś konferencji z prasą. Nawet nie zauważyłem jak zrobiło się ciemno.

-Dobrze panno Octavio ja muszę już iść do domu bo moje słoneczko pewnie się martwi.

-Oczywiście, pozdrów ją ode mnie. Powiedziała.

-Dowidzenia!

-Dowidzenia Loud.

Pożegnałem się po czym ruszyłem w stronę domu, który był dość blisko. Jak wszedłem do domu to na wejściu zrypka...

-GDZIE BYŁEŚ, WIESZ JAK SIĘ MARTWIŁAM?

-Spokojnie, słonko zasiedziałem się u Octavii.

-Piłeś? Spytała się lekko zdenerwowana.

-Nieee, nie w tym życiu. Powiedziałem żartobliwie, lecz Daimond, nie było do śmiechu.

-Chuchnij! Powiedziała chyba pewna, że jednak coś wypiłem. Chuchnąłem lekko poniuchała i spasowała.

-Dobrze wierzę ci, że nie piłeś, teraz chodź zjemy kolację. Na kolację były przepyszne kanapki z sałatą i pomidorem. Nawet jako człowiek lubiłem tą potrawę. Po skończonej kolacji rzuciłem hasło aby udać się spać. Akurat dziś byłem nieźle zmęczony i jak się położyliśmy, to Daimond się do mnie odwróciła i z sporym rumieńcem zaczęła się do mnie łasić, już wiem o co chodzi...