Published using Google Docs
Toruńskie pierniki
Updated automatically every 5 minutes

                 Toruńskie pierniki

Dawno, dawno temu, w pięknym i starym Toruniu, żyło wielu piekarzy. Nikt, tak jak toruńscy mistrzowie nie umiał dobierać przypraw i aromatów do swoich wypieków. Każdy piekarz piekł swoje pierniki według przepisu, który znał tylko on i którego strzegł, jak oka w głowie.

W cukierni mistrza Bartłomieja pracował młody piekarczyk Bogumił. Był on wesołym i pracowitym chłopcem. Często sobie podśpiewywał, gdy stał nad misą pełną ciasta lub gdy przesiewał mąkę. Dlatego wszyscy lubili Bogumiła, uśmiechali się do niego i każdego ranka życzyli mu dobrego dnia. Najwięcej sympatii okazywała mu Rózia, piękna córka mistrza Bartłomieja, którą Bogumił pokochał całym sercem i dla której wypiekał nocą najlepsze serca z piernika. Czasem także przynosił z pola bukiety niezapominajek, a kiedy podawał je dziewczynie, Rózia mówiła:

-Dziękuję ci, Bogumile, od nikogo innego nie dostaję tak pięknych kwiatów.

Do Rózi zalecał sie także stary i bogaty wdowiec, który nigdy nie przynosił jej kwiatów, lecz sznury pereł i korali. Mistrz Bartłomiej chciał, żeby Rózia wyszła za mąż za bogatego wdowca, ale ona wolała wesołego i miłego Bogumiła, do którego uśmiechała się, gdy tylko ojciec i matka nie widzieli.

Pewnego dnia w cukierni mistrza Bartłomieja było mniej pracy niż zwykle, więc Bogumił wybrał się za miasto nad strumień. Chciał nacieszyć się słońcem, posłuchać śpiewu ptaków i nazrywać dla Rózi niezapominajek. Szedł sobie, aż nagle ujrzał w strumieniu pszczołę. Była ona mokra, osłabiona i ledwie przebierała w wodzie nóżkami. Bogumił pochylił się nad nią i podał jej listek, a potem posadził ją na kwitnącej koniczynie, żeby wyschła w słońcu i odpoczęła. Pszczoła zaczęła wycierać łapkami mokre skrzydełka. Bogumił pomachał do niej przyjaźnie i już chciał odejść, gdy nagle usłyszał głos:

-Dziękuję ci, Bogumile, że uratowałeś moją poddaną.

   

Bogumił rozejrzał się dookoła i ujrzał w trawie maleńką królową w złocistej koronie, w otoczeniu równie maleńkich rycerzy. Przykląkł Bogumił przed królową i pokłonił się jej nisko, bo choć była ona tylko władczynią krasnoludków, to jednak należal się jej królewski szacunek.

-Zrobiłem tylko to, co powiedziało mi serce- powiedział Bogumił.

-Jesteś dobrym człowiekiem, piekarczyku. Musisz wiedzieć, że moi poddani żywią się tylko złocistym miodem, który zbierają dla nas pszczoły. Dlatego tak je lubimy i troszczymy sie o nie. W nagrodę za twój dobry uczynek zdradzę ci pewną tajemnicę. Dzięki niej zdobędziesz sławę-powiedziała królowa.

-Cóż to za tajemnica?-Bogumił ciekawie nadstawił uszu.

-Miód, Bogumile, złocisty miód. Jeśli dodasz go do ciasta, twoje pierniki nabiorą takiego smaku i takiego aromatu, jakiego nikt dotąd nie czuł-rzekła królowa. Bogumił zdziwił się, że to takie proste. Podziękował królowej i ukłonił się jej nisko.

Kiedy znów spojrzał przed siebie, królowej i krasnoludków już nie było.

-Czy to sen, czy naprawdę poznałem tę tajemnicę? - spytał Bogumił, nie wiadomo-siebie, czy śpiewających wokół ptaków. Ale kiedy nie usłyszał odpowiedzi, postanowił prędko wrócić do miasta i w piekarni mistrza Bartłomieja upiec ciasto zgodnie z radą maleńkiej królowej. Ledwie Bogumił przekroczył miejską bramę, ujrzał gwarny tłum mieszczan na rynku. Wszyscy rozprawiali o jakimś niezwykłym wydarzeniu.

-Król przyjeżdża... Król do Torunia...-wołali mieszczanie.

Co? Kto? Kiedy?-Bogumił próbował się czegoś dowiedzieć.

-Jutro. Jutro z samego rana! Powiedział ktoś z tłumu.

Bogumił pobiegł do piekarni swego mistrza, ile sił w nogach i zaczął przygotowywać makę, przyprawy i wszystko, co potrzebne do wypieku najwykwitniejszych pierników, godnych królewskiego podniebienia. Nie zapomniał też o złocistym miodzie  i w tajemnicy przed mistrzem Bartłomiejem, dodał go do ciasta tyle, ile znalazł w spiżarni. Potem przez całą noc piekł złociste pierniki w foremkach o przeróżnych kształtach.

Ach, cóż to była za noc. W całym Toruniu pracowały wszystkie piekarnie. Płonęły światła w oknach i na dziedzińcach, a całe miasto pachniało najlepszymi korzennymi przyprawami. Nikt nie spał tej nocy, bo każdy mistrz piekarni chciał zadziwić króla swoimi wypiekami i otrzymać przywilej wożenia swojego ciasta do Warszawy i innych miast.

Następnego dnia ustawiono na rynku wiele straganów i pięknie je ozdobiono. Miszczanie ubrali się w odświętne stroje i wyszli witać króla i jego dworzan. Potem rajcy miejscy wiedli go od sraganu do straganu. Król przystawał przy każdym i od każdego z piekarzy dostawał kosz z ciastem i pierniczkami. Ale najdłużej zatrzymał się przy kramie mistrza Bartłomieja, bo jego pierniki pachniały jak żadne inne, a ich smak był niezwykły, wprost rozpływały się w ustach. -

Kto piekł te wspaniałe  pierniki?-zapytal król, a mistrz Bartłomiej wskazał młodego piekarczyka i powiedział:

-To Bogumił, panie, mój uczeń i pomocnik.

Bogumił pokłonił się, a król spojrzał na niego łaskawie i rzekł:

-Zuch z ciebie, chłopcze. Chciałbym cię wynagrodzić za twoje przepyszne pierniczki. Powiedz czego pragniesz najbardziej?

Miłościwy panie- odpowiedział Bogumił- nie chcę ani złota, ani pieniędzy, nie marzę o bogactwie, ale z całego serca pragnę pojąć za żonę moją ukochaną Rózię, córkę mistrza Bartłomieja. Kocham moją Rózię jak nikogo na świecie.

-Skoro jest takie twoje życzenie, Bogumile, rzekł król- weź za żonę swoją Rózię i bądźcie szczęśliwi.

Ogłaszam także, że od dziś będziesz wypiekać pierniki dla mnie, dla królewskiej rodziny i dla całego dworu w Warszawie.

Radości i tańcom nie było końca. Zaraz po weselu Bogumił został mistrzem piekarskim. Zaczął wozić swoje wypieki do Warszawy i wkrótce sława toruńskich piernikow obiegła cały świat.