Rozdział IX

Urodzinki i coś jeszcze...

Do domu wróciliśmy w okolicach dwudziestej trzeciej ale z dziwnym samo poczuciem lub jak inni to nazywają, z dziwnymi zachowaniami, dlaczego? Już wam wyjaśniam, Daimond była śpiącą królewną bo szła z zamkniętymi oczami i o dziwo o nic się nie potyka, a ja to chodzę w ogóle jak bym był dobrze wcięty, oczy jeszcze starają się mi mówić jak idę, ale nogi mam jakieś takie lozluzowane, że aż trudno je trzymać prosto, zamiast mówić to bełkocze nie wiem co i takie tam pomniejsze rzeczy. Dziwne... takie objawy mam tylko po spożyciu dużej ilości alkoholu ale przecież nie piłem niczego z procentami chyba, że dodali mi czegoś do napoju. Ja się się dowiem kto to zrobił, tylko mam nadzieje, że Daimond nic nie piła, CHWILA A GDZIE ONA JEST?? Ojć zgubiłem swój największy skarb trzeba się cofnąć i szybko ją znaleźć bo będzie dym. Na szczęście jej przystanek znajdował się dwadzieścia metrów do tyłu, biedaczka zatrzymała się na snopku siana miała chociaż miękko, lecz dom jest przed jej pyszczkiem no to teraz trzeba ją dobudzić, no tak bądź mądry i pisz wiersze, jej nie da się dobudzić w takim stanie, no cóż trzeba wziąć ją na barana i przenieść w miarę delikatnie do domu, jakoś udało mi się za pomocą wzmocnionej telekinezy usadzić ją na grzbiecie, teraz wystarczy jeszcze zanieść ją do domu i do łóżeczka, za którym niemiłosiernie tęsknie. W końcu po tych dwudziestu metrach mordęgi doszedłem do drzwi, gdy je otworzyłem to od razu poczułem ten zapach swoich czterech ścian, zamknąłem drzwi i udałem się w stronę naszego łoża, tylko jak je zobaczyłem to aż zachciało mi się puścić łezkę. Ułożyłem na nim Daimond i nie czekając długo sam się położyłem i zasnąłem jak niemowlę przy matce. Podczas gdy spałem miałem dziwny sen, że ja, mama, tata i troje innych ludzi, lecz rodzice zwracali się do nich jak do mojego rodzeństwa dziwne ciotka mówiła, że nie mam rodzeństwa ani żadnej innej rodziny na pewno kłamała jak to zawsze robiła, ale powracając do tematu, byliśmy gdzieś na plaży wszędzie bawili się rodzice z swoimi dziećmi tak samo jak my... Lecz sen jak szybko się ujawnił to tak szybko znikł, bo nowy dzień mnie musiał obudzić... Jak zawsze. Jak wrócę na ziemię po sprzęt to się wszystkiego dowiem ale nie będzie litości jeśli nie powie po dobroci. Ze snu wybudziły mnie promienie porannego słońca ale nie miałem najmniejszej ochoty wstawać o tej godzinie postaram się jeszcze trochę  przespać może mi się uda.

                                                         Kilka minut później

Tak... chuja się uda w ogóle nie mogę zasnąć, w końcu otworzyłem oczy i jak spojrzałem na zegarek to mało co nie wykitowałem, kurde to jest już w pół do trzynastej, ależ ten czas zasuwa, na szybko wstałem doprowadziłem się jakoś do porządku i wystrzeliłem w stronę kuchni, po której jak zwykle krzątało się moje słoneczko. Gdy do niej wszedłem to Daimond przywitała mnie obfitym pocałunkiem, który odwzajemniłem i po chwili jak nie wyskoczyli z ukryć Mane6, CMC, Octavia, Vinyl i Spike to myślałem, że padnę tu padnę na zawał.

-NIESPODZIANKA!! Zakrzyknęli razem i zaczęli się śmiać ze mnie, a ja aż sapałem ze strachu.

-Wszystkiego najlepszego Loud z okazji urodzin. Zaczęli mnie ściskać i składać życzenia, a AJ to prawie mnie udusiła tak mnie uścisnęła, z RD to przybiłem sobie kopytko i był git, następnie Twi rzuciła hasło "No to teraz czas na prezenty", a mi od razu bananek na mordkę wskoczył, bo to zawsze było najlepsze od Twili dostałem dwie książki, od RD figurkę z jej uroczym znaczkiem, od Rarity szalik i czapkę teraz szczególnie się przyda, od Pinkie wielkiego torta, od Fluttershy piękną roślinę doniczkową, no i przyszła pora na farmerkę.

-Wiem, że nie powinnam ale trzymaj tutaj butlę cydru i koszyk naszych wypieków. Powiedziała uśmiechnięta, a ja szczerze odwzajemniłem uśmiech, następnie byli Octi, Vinyl, i CMC a na końcu mój skarb, który podarował najsłodszego całusa jakiego mogłem sobie wymarzyć.

-Przepraszam Loud ale nie mam żadnego prezentu dla ciebie. Powiedziała trochę smutna Daimond.

-Hej słonko, nic się nie stało. Dla mnie największym prezentem jesteście wy wszyscy. Ty nasze nie narodzone dziecko, księżniczki, oraz ci wszyscy, którzy są dla mnie bliscy. Powiedziałem aby rozweselić Daimond i udało mi się to.

 Po prezentach przyszedł czas na podziękowania.

-Dziękuję wszystkim za to, że przybyli na moje urodziny i za te wszystkie wspaniałe prezenty, na ziemi to tak dobrze nie było jak tu, a na myśli mam to, że zacząłem pić za dużo alkoholu i niestety przyjaciele się ode mnie odwrócili, lecz miesiąc temu powiedziałem sobie, że alkohol tylko na specjalne okazje i to w niewielkich ilościach. Aha i jeszcze jedno, czy ktoś może pamięta kto dolał mi alkoholu do napoju? Zadałem pytanie z kocią mordką i spoglądałem na gości i moją uwagę przykuły dwie klacze, które były niespokojne.

-Już wiem kto to zrobił... Vinyl Scrath i Rainbow Dash jak się nie mylę.

-Nieee... my nic takiego nie zrobiliśmy. Powiedziała RD z głupim uśmieszkiem.

-Oj Rainbow, Rainbow... Widać, że mnie nie znasz, ja potrafię bardzo szybko wykryć kłamstwo, a u was to było dziecinnie proste, po pierwsze szukaliście wzrokiem dziury w całym, a po drugie pogwizdywaliście sobie. To jedne z wielu oznak kłamstwa, i dam wam radę nie kłamcie bo nosy wam się wydłużą.

-Tylko mam nadzieję, że Daimond nic nie dolaliście do napoju bo będzie nieciekawie.

-Nieee... To jest klacz w ciąży, jej nie wolno alkoholu bo naprawdę wtedy mogło by się nieciekawie zrobić. Powiedziała Rainbow.

-No dobra, niech wam będzie, że wybaczam ale następnym razem nie róbcie mi takich psikusów bo o mały włos i Daimond spała by dziś na snopkach obok domu. Powiedziałem z lekkim podśmiechiwaniem.

-Jak bym spała na snopkach obok? Zapytała się Daimond z nie dowierzaniem.

-Gdybyś widziała jak chodziłaś to byś się szybko domyśliła. Szłaś z zamkniętymi oczami, a ja byłem tak zapity, że nawet nie zauważyłem jak wpadłaś na snopki, potem musiałem cię przenieść do domu na grzbiecie. No dobra ale koniec gadaniny tylko pora na poczęstunek, a na myśli mam torta, który przygotowała Pinkie, chyba że ty kochanie coś przygotowałaś.

-Ja przygotowałam tylko sałatkę i każdemu po herbatce, która stoi w kuchni.

-Dobrze ja pójdę po to tylko potrzebuję pomocy, Rarity mogę ciebie prosić? Spytałem się.

-Oczywiście a w czym mogę ci pomóc?

-Mogła byś wziąć herbatę a ja bym wziął sałatkę, nie mam jeszcze na tyle dobrze wyćwiczonej telekinezy więc sobie nie poradzę z taką ilością przedmiotów.

-Idź usiądź a ja wezmę wszytko nic się nie martw. Powiedziała Rarity.

-Ale...

-Żadnych ale, idź i zajmij się gośćmi a ja wszystko wezmę i do was dołączę. Powiedziała biała klacz rozkazującym głosem.

-No dobrze już idę. Kurde baba a mną rządzi. Po chwili przyszliśmy z sałatką i herbatą a Twilight już ukroiła wszystkim po kawałku ciasta, było ono po prostu przepyszne, te ciasta na ziemi mogą się schować pod wieloma względami. Zostało jeszcze trochę delicji na później bo może ktoś jeszcze wpadnie. O wilku mowa... do drzwi zapukały same księżniczki.

-Witam Księżniczko Celestio oraz Księżniczko Luno, proszę wejdźcie. Starałem się ciepło przywitać Księżniczki i chyba mi to wyszło.

-Witamy cię Loud, a gdzież jest reszta? Spytała się Celestia.

-Chodzi ci o Daimond i gości, tak? Są w pokoju obok. Odpowiedziałem, za księżniczkami wszedł gwardzista, który niósł pakunek, chyba z prezentem ale nie wnikam. Gdy księżniczki weszły do pokoju gdzie wszyscy siedzieli, to reakcja była natychmiastowa i zarazem śmieszna, jak wszyscy powstali i się ukłonili i nie wiedzieć dla czego pierwszy raz zachciało mi się z tego śmiać, ale się powstrzymałem.

-Loud proszę, oto prezent ode mnie i od Luny. Przyjąłem prezent i podziękowałem po czym rozpakowałem podarunki. W środku była szkatułka ozdobiona jakimś metalem o złotym połysku, już na widok szkatułki to miska mi się otworzyła, gdy ją roztworzyłem to moim oczom ukazał się naszyjnik wykonany z podobnego metalu co szkatułka, cały się świecił a wisiorek miał kształt tarczy, na której były emblematy słońca i księżyca. Całość wyglądała wręcz wspaniale i bardzo cieszyła oko.

-I jak ci się podoba? Zapytała się luna.

-Wspaniały naszyjnik, lecz nie wiem co on przedstawia. Powiedziałem bo to pytanie ugrzęzło mi w głowie.

-Akurat ten naszyjnik jest dedykowany specjalnie dla ciebie czyli jest tylko jeden taki, a oznacza on... lub inaczej, pamiętasz jak uratowałeś tą dwójkę kucyków w pociągu? Spytała się Celestia.

-Chodzi ci o tą dwójkę kucyków co zaczepili ich bandyci?

-Tak chodzi mi o nich, to oni prosili nas o wykonanie tego naszyjnika dla ciebie, tarcza oznacza obronę jaką im zaoferowałeś nie bacząc na to, że sam mogłeś zginąć, a symbole słońca i księżyca oznaczają nasze podziękowanie za pomoc, które szczerze ci się należą od nas oraz od małżeństwa, które uratowałeś.

-Dziękuję bardzo nie wiem co powiedzieć. Mówiłem zszokowany.

-Nic nie mów tylko daj się uścisnąć. Odpowiedziała Luna. Nawet nie zaprzeczałem tylko dałem się uścisnąć księżniczkom.

-Aha Loud mam jeszcze jeną sprawę, co do tego pokazu ziemskiej technologii to kiedy by ci odpowiadało najbardziej? Spytała się Celestia.

-Jaki pokaz? Pytali się wszyscy.

-A no tak nie mówiłem wam. Otóż ja i Księżniczka Celestia  postanowiliśmy zrobić tu w Ponyville pokaz ziemskiej technologii, czyli sprzętu elektronicznego, samochodów, oraz zorganizować zawody dla wszystkich grup kucyków. A powracając do tematu to pokaz może powstać w każdej chwili, tylko jak mówiłem potrzebuję ciebie w naszym świecie Księżniczko.

-No to nawet dziś możemy ruszyć na ziemię. Powiedziała zachwycona Celestia.

-Ale Loud proszę cię jak przybędziesz na ziemię to bądź ostrożny i nie pakuj się w kłopoty. A jak rodzice będą się o nas pytali to powiedz, że jesteśmy w bezpiecznym miejscu. Powiedziała Daimond.

-Słonko przysięgam ci, że wrócę cały i zdrowy. Zapewniłem mój skarbek.

-Już ja o to zadbam Daimond, ale czy poradzisz sobie bez niego przez te kilka dni? Spytała się Tia.

-Oczywiście, a jeśli potrzebowała bym pomocy to poproszę kogoś o nią. Zapewniała Celestię Daimond.

-No dobrze na chwilę skończmy temat wyjazdu bo to już powoli zaczyna robić się nudne. Powiedziałem zrezygnowany.

-No dobrze to czas się troszkę pobawić. Powiedziała Pinkie.

-Ale najpierw poczęstunek dla księżniczek i dla gwardzisty. Powiedziałem po czym ukroiłem po kawałku dla każdego po czym zaczęły się zabawy, tańce i takie tam i w końcu na wieczór przyszedł czas na rozstanie, które nie tylko ja ciężko przeżywałem ale i księżniczki za sobą oraz za swoimi najbliższymi osobami płakały ale i u mnie nie obeszło się bez płaczu.

-Loud będę tęskniła za tobą. Płakała Daimond.

-Ja za tobą również kochanie pamiętaj, że jak będziesz potrzebowała pomocy to poproś o nią innych. Odpowiedziałem po czym mocno się wtuliłem do mojego szczęścia a następnie do naszego szczęścia. Potem się uścisnąłem ze wszystkimi, następnie Celestia poprosiła abym założył naszyjnik, który mi podarowała wraz z swoją siostrą. Następnie chciała abym podszedł do niej i pomyślał o miejscu w jakim chcemy się znaleźć, no to pomyślałem o parku niedaleko bloku, w którym mieszkałem po to aby mieć blisko do domu, żeby nie kręcić się w nocy po ludziach. No i się stało róg Celestii rozjaśniał i przeniosło nas w wskazane miejsce. Gdy otworzyłem oczy to stałem a raczej leżeliśmy w parku w zaspie śniegu, ale jako ludzie i w głębi duszy ucieszyłem się, że znów jestem człowiekiem. Celestia leżała tuż obok, była cała naga na kilku stopniowym mrozie do tego jeszcze wiało, szybko ją obudziłem i zdjąłem z siebie bluzę jaką miałem na sobie i z tego co zauważyłem to miałem na sobie te same ciuchy co w chwili przeniesienia do Equestrii. Szybko ją ubrałem bo telepała się z zimna na szczęście był tu kosz na ciuchy z czerwonego krzyża a lata praktyk nauczyły mnie jak wyciągać z nich rzeczy. Szybko do niego dotarliśmy i wyjąłem dla księżniczki pierwszy lepszy strój i popędziliśmy w stronę domu. Odnalazłem odpowiednią klatkę i zacząłem walić w domofon aby mi otworzyli, po chwili już weszliśmy na odpowiednie piętro otworzyłem drzwi i wszedłem do domu ale to co zobaczyłem to mnie kompletnie zamórowało. Dom był cały zasyfiony śmierdziało alkoholem fajkami i ogólną zgnilizną, szybko pobiegłem pootwierałem okna w kuchni a gdy wlazłem do pokoju to stanąłem jak wkopany, wszędzie były opakowania po papierosach, butelki po piwie, wódce, winie a do tego jeszcze przyleźli jacyś kolesie, postanowiłem tam nie wchodzić tylko przejść do mojego pokoju, tylko modliłem się abym nie zastał tam żadnej niespodzianki bo byłem już wystarczająco wkurwiony. Na całe szczęście wszystko było na swoim miejscu co mnię trochę uspokoiło. Szybko zaprosiłem tam księżniczkę i zamknąłem drzwi.

-Przepraszam Księżniczko za ten burdel ale ciotka widać dobrze się bawiła pod moją nieobecność.

-Nic się nie stało to nie twoja wina.

-Masz rację chodź położymy się teraz spać, jutro wszystko obgadamy. Powiedziałem po czym położyliśmy się spać.