Published using Google Docs
Dziewczynka z zapałkami
Updated automatically every 5 minutes

                      

             

                                          Dziewczynka z zapałkami

                                                     H. Ch. Andersen

Było bardzo zimno, śnieg padał i zaczynało się już ściemniać. Był to ostatni dzień w roku, wigilia Nowego Roku. W tym chłodzie i w tej ciemności szła ulicami biedna dziewczynka z gołą głową i boso. Miała wprawdzie trzewiki na nogach, ale co to znaczyło! To były bardzo duże trzewiki i zgubiła je zaraz przebiegając ulicę, którą pędem przejeżdżały dwa wozy. Jednego trzewika nie mogła znaleźć, a z drugim uciekł jakiś urwis.

Szła więc dziewczynka boso, stąpała nóżkami, które poczerwieniały i zsiniały z zimna. W starym fartuchu niosła zawiniętą całą masę zapałek, a jedną wiązkę trzymała w ręku. Przez cały dzień nie sprzedała ani jednej zapałki. Szła taka głodna i zmarznięta. Płatki śniegu padały na jej długie, jasne włosy. Ze wszystkich okien naokoło połyskiwały światła i tak miło pachniało na ulicy pieczonymi gęśmi."To przecież jest wigilia Nowego Roku? - pomyślała dziewczynka". W kącie między dwoma domami, usiadła i skurczyła się cała. Małe nogi podciągnęła pod siebie, ale marzła coraz bardziej, a w domu nie mogła się pokazać, bo przecież nie sprzedała ani jednej zapałki.

Ojciec by ją zbił, a w domu było tak samo zimno. Mieszkali na strychu pod samym dachem.

Jej małe ręce prawie całkiem zamarzły z tego chłodu. Żeby tak wyciągnąć jedną zapałkę z wiązki, potrzeć ją o ścianę i tylko ogrzać paluszki! Wyciągnęła jedną i "trzask!", jak się iskrzy, jak płonie mały, ciepły i jasny płomyczek niby mała świeczka otoczona dłońmi!

Dziwna to była świeca; dziewczynce zdawało się, że siedzi przed wielkim, żelaznym piecem o mosiężnych drzwiczkach.Ogień palił się i grzał tak przyjemnie, jakież to było rozkoszne! Dziewczynka wyciągnęła przed siebie nóżki, aby je rozgrzać także - a tu płomień zgasł. Piec znikł - a ona siedziała z niedopałkiem zapałki.

Zapaliła nową zapałkę i ujrzała wnętrze pokoju, gdzie stał stół przykryty białym, błyszczącym obrusem, nakryty piękną porcelaną, a na półmisku smacznie dymiła pieczona gęś, nadziana śliwkami. Aż tu nagle zapałka zgasła. Widać. było tylko zimną ścianę.

Zapaliła nowa zapałkę. I oto siedziała pod najpiękniejszą choinką. Była ona jeszcze wspanialsza i piękniej ubrana niż choinka u bogatego kupca, którą ujrzała przez szklane drzwi podczas ostatnich świąt. Tysiące świeczek płonęło na zielonych gałęziach, a kolorowe obrazki takie, jakie zdobiły okna sklepów, spozierały ku niej. Dziewczynka wyciągnęła do nich obie rączki - ale tu zgasła zapałka. Mnóstwo światełek choinki wzniosło się ku górze, coraz wyżej i wyżej i oto ujrzała ona, że były to tylko jasne gwiazdy, a jedna z nich spadła właśnie i zakreśliła na niebie długi, błyszczący ślad.

- Ktoś umarł! - powiedziała malutka, gdyż jej stara babcia, która jedyna okazywała jej serce, ale już umarła, powiadała, zawsze, że kiedy gwiazdka spada, dusza ludzka wstępuje do Boga.

Dziewczynka znowu potarła zapałką o ścianę. Zajaśniało dookoła i w tym blasku stanęła przed nią stara babunia.

- Babuniu! - zawołała dziewczynka- O, zabierz

mnie ze sobą!

-Kiedy zapałka zgaśnie, znikniesz jak ciepły piec, jak gąska pieczona, i jak wspaniała, olbrzymia choinka!

Dziewczynka znowu potarła zapałką o ścianę. Zajaśniało dookoła i w tym blasku stanęła przed nią stara babunia.

- Babuniu! - zawołała dziewczynka- O, zabierz

mnie ze sobą!

-Kiedy zapałka zgaśnie, znikniesz jak ciepły piec, jak gąska pieczona, i jak wspaniała, olbrzymia choinka!

I szybko potarła wszystkie zapałki, jakie zostały w wiązce, chciała jak najdłużej zatrzymać przy sobie babcię. Zapaliła wszystkie zapałki, które zabłysły takim blaskiem, iż stało się jaśniej niż za dnia. Babunia nigdy przedtem nie była taka piękna i taka wielka. Chwyciła dziewczynkę w ramiona i poleciały w blasku i w radości wysoko, a tam już nie było ani chłodu, ani strachu - były bowiem u Boga.

A kiedy nastał zimny ranek, w kąciku przy domu siedziała dziewczynka z czerwonymi policzkami, z uśmiechem na twarzy. Nieżyła. Ranek noworoczny oświetlił martwą postać trzymającą w ręku zapałki, z których garść, była spalona. Chciała się ogrzać, powiadano, ale nikt nie miał o tym pojęcia, jak piękne rzeczy widziała dziewczynka i w jakim blasku wstąpiła do nieba, razem ze swoją babunią.